Zawiedzione oczekiwanie

Jesienią zeszłego roku pewna mama, w drugim końcu Polski, wypłakiwała oczy i z nerwów nie mogła spać. Szukała w Internecie odpowiedzi na pytania, dotyczące trisomii 21, czyli zespołu Downa. Dowiedziała się, że jej córeczka posiada dodatkową parę chromosomów.

Możecie sobie tylko wyobrazić lęk, niepewność, załamanie, smutek… i decyzję, z którą musiała się zmierzyć. Wówczas to była dla niej najczarniejsza dziura w jaką można wpaść. Według lekarzy możliwa była terminacja ciąży do 22 tygodnia. Według prawa jest to dopuszczalne.

USG Julki z września 2017

Był jeszcze czas na podjęcie decyzji, mimo że Julka już obwieszczała swoją obecność kopniakami. Magda była w 18 t.c.

Ja… również czekałam na swoją upragnioną córeczkę. Janinka jest tylko 11 dni starsza od Julki. Zobaczyłam wpis Sonii na którejś z fejsbukowych grup o tym, że szuka pomocy w rozmowach z Magdą. Sama mam dorosłego brata z zespołem Downa, więc napisałam, że mogę pomóc… tak się zaczęło.

Słowa mają moc

Najpierw pisałyśmy, ale szybko zaczęłyśmy rozmawiać przez telefon. Najgorszą sprawą nie okazała się diagnoza, lecz brak wsparcia i totalne osamotnienie Magdy. Wielu ludzi nie sprzyjało urodzeniu jej córki, mówiąc że będzie jedynie balastem i „dałnem”. Ludzie wypowiadali słowa, które zadawały jeden cios za drugim.

Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zostawić Julkę i Magdę same. NIEZALEŻNIE od decyzji Magdy. Tym bardziej, że potrzebowała wtedy ogromu wsparcia i miłości. Nigdy nie widziałyśmy się osobiście, mimo tego otwarte serca i szczerość zbudowały zaufanie.

Magdalena mówiła o obawach przed samotnością, porzuceniem, lękiem przed wadą i tym jak Julka będzie wyglądać i funkcjonować.

Rozmawiałyśmy o wyborach i ich konsekwencjach na przyszłość. O tym jakby będzie wyglądać jej życie po podjęciu decyzji o urodzeniu lub nie.

Magdzie wówczas ciężko było zaakceptować Julkę z jej wadą. Bała się, że nie podoła temu wyzwaniu. Ten strach był dla mnie najzupełniej zrozumiały.
Uznałam, że moim zadaniem było słuchanie i przedstawienie konkretów oraz pozostawienie Magdzie przestrzeni, przy jednoczesnym BYCIU z nią/po jej stronie.

Magda z Julką w brzuchu

Możliwości były 3:

  1. Aborcja i życie z tą decyzją do końca swoich dni
  2. Urodzenie i oddanie do adopcji
  3. Urodzenie i wychowanieKażda z tych opcji niosła za sobą ogrom trudu psychicznego. Jednak opcja pierwsza, według nas, uczyniłaby największe zniszczenia w psychice i relacjach. Po tym już nic nie jest tak samo. Uwierzcie, że wiem co mówię. Przykładów Wam teraz oszczędzę.

Pomoc pomimo…

Wewnętrznie powzięłam decyzję, że wytrwam do końca przy tej mamie, nawet jeśli podejmie decyzję, która kłóci się z moim sumieniem. Jednocześnie byłam gotowa wziąć odpowiedzialność za namacalną, materialną pomoc dziewczynom. Ich sytuacja mieszkaniowa i życiowa była wówczas bardzo niepewna. Było zagrożenie, że znajdą się bez dachu nad głową.
Nasi Przyjaciele i Darczyńcy zostali uprzedzeni o tym, że być może trzeba będzie, co miesiąc płacić za wynajem mieszkania, w którym dziewczyny czułyby się dobrze.

Nie mając totalnie żadnego zaplecza obiecałam Magdzie, że zapewnimy jej lokum i wsparcie rzeczowe oraz finansowe – wszystko, co będzie konieczne, aby nie musiała się chociaż o to martwić.  Obietnica przekraczała nasze możliwości… to była próba wiary. Bardzo chciałam im pomóc.

Przyznaliśmy się do jej dziecka. Na tamten czas to było i moje dziecko, a Janina potwierdzała słuszność tej decyzji każdym swoim ruchem. Wierzyłam, że znajdą się ludzie, którzy także się zaangażują i nie dadzą zginąć dziewczynom. Wiedziałam, że ludzie są dobrzy! I miałam rację.

Opcja – adopcja 

Zaproponowałam Magdzie drugą opcję, czyli  adopcję i …

Nie uwierzycie! – przez znajomą z fb (Paulina dzięki!) znalazło się małżeństwo, które było gotowe zaadoptować Julkę, jeśli mama nie będzie w stanie podjąć się wychowania. Czemu tak mało mówi się o tej możliwości? Nie wiem.

Może ciężko przyjąć do wiadomości, że można kochać chore, czy niepełnosprawne dziecko? Bardzo fajnie przełamuje ten stereotyp Fundacja Gajusz oraz rzesza bohaterskich rodziców adopcyjnych oraz rodzin zastępczych, przyjmujących choćby dzieci z FAS, czy innymi zaburzeniami oraz chorobami. (Jeśli macie czas poszukajcie w Gajuszu historii Emilka.)

Dla Magdy, pojawienie się chętnych na adopcję było sygnałem, że jej dziecko jest wartościowe, a jednocześnie istnieje inne wyjście niż śmierć. Z balonu napięcia i presji uszło trochę powietrza. Zaczęła tworzyć się inna przestrzeń.

Do ciemnej doliny schodzą Anioły

Nie anioły a ludzie. Ludzie zewsząd. Z całej Polski. Mamy dzieciaków z „zespołem” udzielały informacji i wsparcia, a nawet chętnie się spotykały, aby Magda mogła z bliska się przyjrzeć. Według myśli: „kto się oswoi ten się nie boi”.
Cały sztab osób był w gotowości, aby ruszyć z pomocą w każdej chwili (Sonia dziękuję!). Czekali tylko na mój sygnał. Telefony dzwoniły, wiadomości przychodziły nieustannie. Fejsbuk nie dawał mi spokoju w tamtym czasie. (Jesteście wielcy!!!)

Gdy czekaliście na mój sygnał – ja czekałam na decyzję Magdy…

Decyzja 

Julka – sama radość!

Decyzję już znacie, bo możecie zobaczyć ją na tym zdjęciu powyżej.

Magda urodziła pomimo samotności, negatywnej presji i ograniczonych zasobów materialnych. Ta kobieta jest moją bohaterką. Nikt o niej nie powie w TV. Nikt nie nakręci filmu o tej heroicznej miłości wbrew światu całemu. Zdecydowanie jednak zasługuje ona (i one) na pamięć i celebrowanie.

Święta zwykłość – zwykła świętość.
Życie, które wyrzuca nas wszystkich na zakrętach z toru.

Takie nasze życie, nie zawsze różowe, a może prawie nigdy. Heroizm dnia codziennego, który nie będzie idealny, jak u perfekcyjnej pani domu. (Dobra. Wracam z tej dygresji, bo mogłabym tak długo.)

Ludzie z całej Polski wysłali Madzi piękne rzeczy dla Julki i dla niej samej. Kochani! Wyposażyliście dziewczyny we wszystko, co potrzebne na przyjęcie dziecka. Wózek, fotelik, ciuszki, pieluchy, chusteczki, chemię do prania i mycia, zabawki.
Magda na oczy zobaczyła miłość, która się materializuje. To było ważne… Nie tylko dla niej, ale także dla dziadków.
Znaleźli się ludzie różnych poglądów, którzy się interesowali, zadbali, dla których Julka była ważna.

Tak nam upłynął listopad.
Zaczęliśmy zbierać także pieniądze na dobry start dla dziewczyn w pierwszych miesiącach. Sprawy Fundacji przejęła w większości Marta, a ja przygotowywałam się do przyjęcia mojej córeczki. Tak minął grudzień, rozpoczęty piękną konferencją dla kobiet pt. Jestem mamą!
Tak bardzo korespondujący z tą całą historią.

W stronę życia

11 stycznia 2018 urodziłam Janinkę – nasze trzecie dziecko. 11 dni później – 22 stycznia na świat przyszła Julcia. Piękna, filigranowa blondyneczka. Taka jak mama.

Okazało się, że Julcia ma wadę serca i w pierwszej chwili musiała być pod opieką szpitala. (Dziękuję położnym i Dorocie z Poznania, które włączyły się w pomoc na tym etapie!)

Dziewczyny były oddzielnie. Magda pomimo cesarskiego cięcia stawała na rzęsach, aby być z Julką codziennie w szpitalu i przywozić swój pokarm. W domu został jej 5cio letni synek… rozłąka była trudna. Zmęczenie nie do zniesienia. Jestem przekonana, że Matka, w krytycznej sytuacji dostaje jakiejś ponadludzkiej, niewytłumaczalnej siły.

 

Po co takie dziecko?

Julka na świat przyniosła ze sobą światło i zgodę w rodzinie. Mali ludzie przychodzą nie po to, by spełniać jakieś oczekiwania i ambicje, ale po to, by kochać i być kochanymi. Dziś gdy to piszę Julka jest bezpieczna i kochana przez mamę, swojego tatę, braciszka  i dziadków. Gdy ją wszyscy zobaczyli po prostu trudno było się oprzeć. Pokochanie „niestandardowego” małego człowieka okazało się jednak całkiem łatwe i takie… standardowe.

W pełni to rozumiem, przytulam przecież do siebie swojego cudnego bobasa. Malutkie dzieci są rozkoszne, bezbronne i posiadają umiejętność rozmiękczania serc. Również te z dodatkowym chromosomem.

Sześciomiesięczna Julia jest pod opieką różnych specjalistów. Ma rehabilitację i póki co świetnie daje sobie radę. Sporo gaworzy, pięknie trzyma głowę i przekręca się. Ma trochę problemów z zezem, ale o wszystko to da się zadbać. Czekamy również, aż dziurka w sercu się sama zrośnie. Na ten moment interwencja chirurga nie jest konieczna.

Magda uwielbia swoją córkę i nie wyobraża sobie życia bez niej. Jest wdzięczna za pomoc, którą daliście jej przez ten cały czas.

Co dalej? 

Zgodnie z umową, przelana została ostatnia część pieniędzy, które uzbieraliśmy wspólnie dla Julki.
Kiedyś moja „siostra”, która jest lekarzem ginekologiem powiedziała mi, że w poradni genetycznej w Gdańsku wisi oprawione świadectwo z czerwonym paskiem, należące  dziewczynki z trisomią 21.
Być może to rzadkość, ale mi wiele mówi… Głównie to, że wszystko jest możliwe, a człowiek potrafi zaskakiwać. Mój brat nigdy nie nauczy się czytać, ale jest ogromną pomocą dla mojej coraz starszej mamy, ma wiele empatii i jest radosnym, szczęśliwym mężczyzną.

Każdy ma jakąś misję życiową, nawet gdy nie mieści się w standardach normalnego rozwoju, piękna, inteligencji.
Wierzę, że ta mała dziewczynka będzie miała udane życie. Wierzę, że nauczy swoich bliskich kochać jeszcze bardziej.

Dziękuję za miłość każdej osobie, która pomogła Magdzie i Julce.
Mam nadzieję, że jeśli będzie taka potrzeba, to przyznacie się do niej (lub innego dziecka) ponownie.

*** HAPPY END ***

Ewa Kazimierczak 
(Wybaczcie, ale nie umiałam pisać tego bezosobowo, w osobie trzeciej. Za pomocą Julce stało wiele osób. Ja tylko pchnęłam „domino”.)

Podoba mi się to, co robicie i chcę wspierać takie  działania:
–>#dajęWSPARCIE  <–

Są w naszym gronie osoby, które chętnie niosą pomoc (lekarze, specjaliści).
Rozmawiamy i kierujemy we właściwe miejsca lub pomagamy w miarę naszych możliwości.
Można pisać: biuro@kazdywazny.pl

Prosimy Cię udostępnij tę historię u siebie! 
Być może czeka na nią  jakaś mama i tata, którym jest bardzo ciężko.

Dodaj komentarz